Jak wyglądał sam koncert? Było to coś niesamowitego. Jan Kondrak rzadko gra koncerty składające się z samych utworów Stachury, jednak kiedy się zdecyduje publiczności mu nie brak. W sali w której miał się odbyć koncert, rozstawiono osiemdziesiąt krzesełek. Zabrakło miejsc siedzących i stojących. Teraz może nie miejsce na takie wywody i zwierzenia, jednak jest ewidentnym dowodem na to, co zobaczyły moje oczy gdy przymuszony przez naturę musiałem na chwile opuścić stanowisko operatora i salę. Ludzie stali nie tylko w sali koncertowej ale też poza nią. Siedzieli na schodach i idąc schodami wyżej i wyżej tam też stali i słuchali w milczeniu. Silny głos Jana Kondraka przedzierał się przez mury i docierał do tych uszu do których miał dotrzeć. Teksty Edwarda Stachury nie są błahe, a Piewca tych słów podkreśla ich znaczenie nie tylko tembrem swojego głosu ale też folkowo-rockowym brzmieniem gitar, które w czasie koncertu ponoć nie jednej osobie wycisnęły łzy z oczu. Jan Kondrak jak zwykle na scenie był sam sobie „sterem żeglarzem i okrętem” pozwalając słuchającym nie tylko piosenek ale i historii jakie się z nimi wiążą, wypłynąć na głębię twórczego zamysłu autora tekstów. Trudno to wszystko słowami opisać. Trzeba to po prostu przeżyć. Dlatego dziękując za ten koncert prosimy o więcej w niedalekiej przyszłości.
Na samym końcu pragnę bardzo podziękować Marcinowi Łochowskiemu, który wspierał mnie przy nagrywaniu koncertu, a z którym bardzo dobrze mi się współpracowało od początku do końca. Efekty naszej współpracy już niebawem na naszym portalu. Tym czasem zapraszam do obejrzenia kilku zdjęć, które udało mi się wykonać na próbie i w trakcie koncertu tutaj .
Krzysztof Wiśniewski