Stachura i kowboje, 8. Raj na ziemi

Część II. Rozdział 8

Raj na ziemi

...A mury rosły, rosły, rosły,
Łańcuch kołysał się u nóg...
1

(Jacek Kaczmarski)

Nadszedł więc wreszcie rok 1989, a wraz z nim „upadek komunizmu” – wymarzony „raj na ziemi”. Byliśmy pewni, że przyniesie on automatyczną likwidację ugniatającej Polskę kamiennej czapy i wszystkie pozytywne wartości, które dotąd, tłamszone, żyły „w drugim obiegu”, znajdą się teraz na górze, oprze się na nich oficjalne życie Polski.

Jak spowodować, żeby więź międzyludzka, piękno, braterstwo zafunkcjonowały jako zasady publiczne? Niech nikt nie mówi, że opozycja nie miała programu gospodarczego – bo miała, choć niedopracowany w szczegółach (pomijam tu, oczywiście, naiwne, idealistyczne i indywidualistyczne wyobrażenia artystyczno-zakapiorskie). Nowa Polska miała się opierać na samorządzie gospodarczym – tak, właśnie na tych odsądzanych dziś od czci i wiary związkach zawodowych i cechach2.

W pierwszym okresie po „obaleniu komunizmu” trwała feta. Co prawda, na kilka dni przed „wolnymi” wyborami, 27 maja 1989 r., tragedia pod Mount Everestem, która pochłonęła życie pięciu wybitnych polskich wspinaczy, symbolicznie zamknęła złotą erę polskiego himalaizmu, symbolicznie wyznaczając też kres pokoleniu westmanów. Skąd jednak mieliśmy wiedzieć, że to już koniec? Nasze życie toczyła się jak poprzednio – połoniny bieszczadzkie witały nas łanami kwiatów, leśne jeziora – pluskiem fali na piaszczystym brzegu. Jak dawniej nad łanami zbóż unosiły się śpiewające skowronki, jak dawniej na rajdowe szlaki wyruszali kowboje z Wrocławia, jak dawniej na polanach rozbijano indiańskie tipi. Bo też zdawało się nam, że wszystko jest jak dawniej – tylko „nie ma już komuny” – bo „nasi doszli do władzy”!

Wielu ludzi rzuciło się wprawdzie do wykorzystywania nieistniejących wcześniej możliwości zarobkowych, ale rozumieliśmy to świetnie, wiedząc, że to tylko przejściowy okres i za jakiś czas, gdy się trochę dorobią, znów będą mieli czas i energię na westmański styl życia. Przecież wielokrotnie już zdarzało się Polakom ograniczać inne potrzeby i zajmować się na jakiś czas niemal wyłącznie zarobkowaniem. Ot, choćby w czasie różnych wyjazdów „na saksy”. Widzieliśmy też i to, że właśnie dzięki tym, którzy rzucili się w wir pracy zarobkowej, pojawiła się w Polsce obfitość towarów, dawniej bardzo trudno dostępnych.

Stopniowo zaczęły docierać jednak do nas niepokojące sygnały. Najpierw było niezadowolenie, szczególnie wśród niższych warstw ludności, z powodu sposobu, w jaki powstała druga „Solidarność”, i w jaki dogadywała się z władzami komunistycznymi - za plecami obywateli. Większość z nas nie bardzo rozumiała te pretensje – dwudziestoletnie „życie na peryferiach” nie sprzyjało świadomości, że nawet najlepszą władzę trzeba nieustannie kontrolować. Robotnicy i chłopi wiedzieli to lepiej od nas. Mieli zresztą duże wątpliwości co do ludzi, których od 1968 r. uważaliśmy za swoich przywódców. Jak się okazało dużo później, były to wątpliwości uzasadnione.

Tymczasem wszystko stawało się coraz bardziej „nie takie, jakie miało być”. Rozkradający mienie publiczne komuniści jako prywatni właściciele zachowywali się wobec pracowników, konkurencji i klientów jeszcze gorzej, niż przedtem. Odpowiadali ze śmiechem: „Przecież o to właśnie walczyliście!”3. Cóż to miało wspólnego z ideami „Solidarności”? Rozszalała się rabunkowa prywatyzacja; ludzi pozbawiano pracy tysiącami. Do propagandy antykatolickiej dołączyła antynarodowa. Dążenia i idee pokolenia westmanów były w mediach w dalszym ciągu tematem tabu – a nawet stały się nim w jeszcze większym stopniu, niż to miało miejsce w PRL. Do postpezetpeerowskiego monopolu medialnego dołączyli zaś przywódcy inteligenccy pokolenia westmanów – i zaczęli mówić jednym głosem z postkomunistami!4

Patrzyliśmy na to, co się działo, z coraz większym zdumieniem. Nic nie rozumieliśmy. Czy to na pewno kapitalizm? Czy to na pewno demokracja i pluralizm?

 

„Na szczęście” szybko pojawili się ci, którzy potrafili nam tę nową sytuację wyjaśnić. Tak się jakoś dziwnie złożyło, że byli to albo główni architekci nowego ładu, albo – tzw. konserwatywni liberałowie - odwalający dla nich pracę za darmo „pożyteczni idioci”. Uczyli nas oni, że raj na Ziemi nadszedł, tylko my tego nie widzimy, ponieważ jesteśmy skażeni komunizmem oraz faszystowskim oszołomstwem - i przekazywali zasady ustrojów, mających teraz panować w „wolnej” Polsce: „kapitalizmu” i „demokracji”.

1

W „Gazecie Wyborczej” czytałem kiedyś tekst, w którym nazywano Jacka Kaczmarskiego kolejnym wieszczem narodowym. Jest to opinia, pod którą – w jak najdosłowniejszym rozumieniu tego określenia – mogę się z czystym sumieniem podpisać, gdy wspomnę, z jakim zapałem śpiewano pierwsze zwrotki cytowanej wyżej piosenki, pomijając trzecią, która okazała się wcale nie mniej prawdziwa.

Wróć do tekstu ^

2

Nie twierdzę, że po tylu latach propagowania przez liberałów egoizmu gospodarczego (kwestionowanie dobra wspólnego) czy wskutek „zakomuszenia” nie mogły one ulec demoralizacji – ale to przecież nie jest powód, żeby kwestionować sens istnienia tych organizacji jako takich! Ile korupcji i wyzysku ma dziś miejsce w oparciu o układy rodzinno-towarzyskie – ale przecież nikt nie wyciąga z tego wniosków, że nie powinno być rodzin ani kolegów!

Skoro dobro wspólne, ogólnonarodowe, jest zdaniem liberałów gospodarczych złe i utopijne, to zostają w najlepszym razie tylko dobra partykularne, środowiskowe. Liberałowie gospodarczy, rzecz jasna, dążą do likwidacji z kolei ich, pod pretekstem, że szkodzą one ogółowi – dążąc do tego, by na placu boju pozostał tylko interes jednostki. Jest to tak charakterystyczne dla mentalności rewolucyjnej: jak coś działa źle, nie naprawiać, a wyrzucić – lepsze powinno powstać od zera samo. Jeśli zaś coś, nie daj Boże, działa dobrze, to trzeba najpierw zepsuć, żeby mieć do wyrzucenia tego jakiś pretekst.

Wróć do tekstu ^

3

Co ciekawe, to standardowe hasło postkomunistów miało dwa znaczenia. Gdy dotyczyło ono postępowania rządzących polityków wywodzących się z „Solidarności”, znaczyło: „to, o co walczyliście, się nie sprawdziło, więc głosujcie na nas, my to naprawimy”. Gdy zaś dotyczyło postępowania ich samych, np. gdy już odzyskali władzę, używali tego samego hasła w znaczeniu: „skoro o to walczyliście, to nie miejcie pretensji, bo sami tego chcieliście”. To, że przedtem dawali nadzieję na powstrzymanie, a nawet odwrócenie „reform”, już się nie liczyło.

Niby było to wszystko zgodne z prawdą, bo przekonanie, że opozycja antykomunistyczna w Polsce istotnie walczyła o materialistyczny i egoistyczny liberalny „kapitalizm” stało się w „nowoczesnej rzeczywistości” jednym z fundamentów ludzkiego myślenia, więc nikt nie śmiał tej „mądrości” zakwestionować. I zwłaszcza ludzie prości najpierw grzecznie głosowali na postkomunistów licząc na powstrzymanie przez nich antyhumanistycznych „reform”, a potem tak samo grzecznie rozgrzeszali postkomunistów z ich kontynuacji.

Wróć do tekstu ^

4

Mnie osobiście najbardziej zaskoczyło to, że w owym „raju na Ziemi” odrzucono tylko tę część propagandy komunistycznej, która wiązała się bezpośrednio z wychwalaniem Sowietów i komunizmu, a i to – często z oporami. Nawet i to odrzucenie miało zaś często charakter wybiórczy, służący ściśle interesom tych przedstawicieli opozycji, którzy po 1989 r. znaleźli się na „wierchuszce”. A przecież cały światopogląd komunistyczny przesiąknięty był kłamstwem.

Resztę światopoglądu i praktyk komunistycznych bowiem zostawiono, a nawet starano się „twórczo” rozwijać. Dalej więc trwały ataki na katolicyzm, dalej wojowano z „odchyleniem prawicowo-nacjonalistycznym” – tym razem w dawnej opozycji, dalej przedstawiano wydarzenia historyczne w fałszywym świetle – i to w tym samym fałszywym świetle, w którym przedstawiał je komunizm. Dalej obrzydzano ludziom samoorganizację. Od obywatela wymagano tego samego, co poprzednio – żeby zajął się tylko zarabianiem na życie, a resztę zostawił „mądrzejszym” (tylko tłumaczono to w inny sposób, niż w PRL). Podobnie ocalała instytucja sąsiedniego państwa-Wielkiego Brata, choć nie szukano go już na Wschodzie. Rozwijano dwójmyślenie, dawne uproszczenia zastępowano nowymi.

Wróć do tekstu ^

       Dziękujemy Rodzinie Edwarda Stachury za zgodę na wykorzystanie wizerunku i fragmentów twórczości Poety.

     Zapraszamy do wirtualnego zwiedzania domu rodzinnego Edwarda Stachury

     TV Stachuriada to nasz kanał telewizyjny na You Tube. Zapraszamy do oglądania i subskrybowania.

 ZAPRASZAMY DO WSPÓŁPRACY

     Stachuriada.pl cały czas jest na etapie tworzenia (nie wiadomo, czy ten proces zostanie kiedykolwiek zakończony). Co więcej, w żadnym wypadku nie jest tworem zamkniętym na pomoc z zewnątrz, szerszą współpracę, czy drobne uwagi nie tylko od znawców tematu, bo każdy zainteresowany Edwardem Stachurą jest mile widziany. Chodzi przede wszystkim o to, by znalazło się tutaj jak najwięcej informacji, które chcielibyście tutaj widzieć, a także te, o których chcielibyście powiedzieć innym (począwszy od imprez, koncertów w waszej okolicy, skończywszy na własnych przemyśleniach, artykułach, sugestiach odnośnie technicznej strony Stachuriady). Nasze skromne grono redakcyjne z chęcią przyjmie nowych, stałych współpracowników. Zapraszamy również do udzielania się na  FORUM , albo do bezpośredniego kontaktu z nami poprzez KONTAKT e-mailowy.